Mój pierwszy wpis na moim pierwszym blogu! Numer jeden.
Postanowienia noworoczne zaczęłam realizować w przedostatni dzień starego roku. Wiem, wiem, lekki falstart ale raz się żyje.
Moim postanowieniem noworocznym jest „w końcu przestać się bać i wyjść do ludzi” Nie tak fizycznie iść w tłum podczas sylwestra na Starówce, ale bardziej metaforycznie. Wyjść do ludzi ze swoim pisaniem i myśleniem. Po prostu pisać, co myślę.
Oto pierwszy krok w tym kierunku, który postanowiłam spontanicznie wykonać w przedostatni dzień starego roku. Piszę dla Was mój pierwszy felieton (no w każdym razie taki był zamiar, a zobaczymy, jaką formę przyjmie mój tekst, nie czytałam dziesięciu złotych zasad, jak napisać dobry felieton... postanowiłam iść na żywioł. Hej przygodo!)
Dlaczego dziś? Dlatego, że poczułam chęć zrobienia tego w całym moim ciele. Dosłownie! A zaczęło się tak...
Mój narzeczony od jakiegoś czasu namawiał mnie, żebym wróciła do aktywności fizycznej, którą obydwoje uwielbiamy i która wymaga... No właśnie. Samodyscypliny. A z tą dyscypliną sportu u mnie najsłabiej... Od dziecka byłam aktywna fizycznie. Moje ciało jest przyzwyczajone do wysiłku. Moja głowa też, wręcz bardzo go potrzebuje, ale głowa jak to głowa lubi kombinować...
Szczególnie łatwo znajduje ta dziewczyna wymówki. No wprost sypie nimi z rękawa. Moja kochana blond głowa, złapała się ostatnio kurczowo mojego bolącego kolana. Boli mnie podczas biegania, które kocham, a ostatnio przeciążone przeprowadzką, zaczęło pobolewać ot tak sobie. I co robi głowa? Rozsiada się fotelu i macha radośnie zdrową nogą. Robi smutną minę, kierując wzrok na bolące kolano, wzrusza ramionami i popija łyk herbaty z kubeczka z motywem świątecznym. No tak, kocham ją za to... Dzięki głowo! Dzięki Tobie nie muszę nic robić i jest szansa, że do tego ktoś się nade mną pochyli, rozczuli i powie coś w stylu - " ale biedna jesteś z tą chorą nóżką..."
Głowa się wygodnie rozsiada na kolejnej wymówce, ale ciało się kurczy, smutnieje, można by rzec, że więdnie i zaraz nie będzie miało siły tej głowy, cwaniary, nosić dumnie na wyprostowanej szyi. No i co się dziś stało, bo o tym jest ta historia i o tym miałam pisać... ( Jestem mistrzynią dygresji, o czym nieraz się tu przekonacie. Nie będę Was za to przepraszać. Tak mam i wierzę, że są zwolennicy i przeciwnicy dygresji, no i przeciwnicy mogą te części tekstu po prostu omijać... :)
Wczoraj narzeczony mówi - „Kochanie myślę, że musisz się poruszać...Zabieram Cię jutro do mojego super klubu na trening i na basen. Co Ty na to?” Powiedział to głosem zdobywcy, odkrywcy moich najskrytszych pragnień. Głosem, po którym powinny rozbrzmiewać fanfary.
A w mojej głowie usłyszałam jedynie krótki, stłumiony jęk... Wymijająco powiedziałam, że super, ale czy mogę jeszcze się zastanowić? Że bardzo dziękuję i doceniam, ale mam pierwszy wolny dzień i marzę o tym, żeby się polenić i może jutro mi się zmieni i bla bla bla. Ocknęła się z letargu jedna półkula i szepcze – idź, endorfiny Ci skoczą, klub jest luksusowy, facet Cię zabiera, stara się, żeby Ci było miło. Idź! No i walka się rozpoczęła. Macie takie walki w swoich głowach? Jezu, TO jest gorsze niż trening na siłowni!
Rano się budzę i od razu wypalam z jednym okiem otwartym - o kurczę, ale mnie bolą plecy... Ała. I szyja. Źle spałam ewidentnie. Auć! A z drugiej strony skała. Mrok i beton. Narzeczony ze spokojem odpowiada - no mnie też coś boli szyja. Zaraz się rozruszamy na siłowni. On mi dziś nie odpuści, nie ma szans. Wiem to. Nie chcę wyjść na taką totalną „pipkę” Zwlekam się z łóżka i pakuję torbę, próbując wykrzesać z siebie pozytywne nastawienie, do tej jakże trudnej sytuacji, która mnie spotyka... ;)
Jemy małe śniadanie, kawa i jedziemy. On podekscytowany jakby jechał na rozdanie Oskarów. Ja raczej stonowana i wygaszona. Para roku.
Wchodzimy, przebieramy się. On będzie biegał na bieżni, a ja cierpiąca przecież z powodu bólu kolana, siadam na rowerku i niechętnie zaczynam pedałować oczekując, że zaraz zacznie mnie boleć noga i z czystym sumieniem, ba, może nawet pretensją, będę mogła spojrzeć na niego i powiedzieć - a nie mówiłam... to bez sensu!
Na rowerku można oglądać telewizję. Ukochany uczynnie przynosi mi słuchawki. Boże, no nie wypada mi się boczyć teraz... Zaczynam pedałować i oglądam program o metamorfozach domów – wyciskacz łez z dużą dawką fajnych inspiracji wnętrzarskich. Pedałuję sobie i kompletnie nic mnie nie boli, a po chwili zaczynam odczuwać przyjemność!
Dopedałowałam do końca odcinka, kiedy rodzina wchodzi i widzi, jaki mają teraz piękny dom. Otarłam łzę i uśmiechnęłam się do ukochanego szeroko i głośno powiedziałam - dziękuję kochanie, że mnie zmusiłeś... Odpowiedział mi potreningowy, mega szeroki uśmiech na spoconej twarzy mojego wybawcy.
A co było potem? Moja szalona głowa, która po paru miesiącach kiwania nogą w fotelu, w końcu połączyła się zresztą ciała wykrzyknęła - „jeszcze!” Wariatka...! A ja co? Mam być na każde zawołanie? No dobra nie będę kokietować, idę na wiosła. Pamiętam jeszcze, że bardzo to lubię. No i jak tam usiadłam i zaczęłam trening, już rozgrzana po rowerku, bez rozpraszacza w postaci telewizora, to w końcu poczułam to, co najlepsze i najpiękniejsze w sporcie. Połączenie totalne. Z moją głową i ciałem. Staliśmy się jednością. Spójną maszyną, która wskoczyła na właściwy tor i niczym pociąg ze świątecznej reklamy coca coli puściła radośnie parę z komina, podskoczyła i wydała dźwięk - „uuuuchu!” Tak! To jest szczęście. Ja – czyli duch, głowa i ciało znów jesteśmy jednością. Jednym teamem, gotowym do działania.
To dlatego po powrocie do domu od razu usiadłam do komputera i bez żadnych wymówek, zaczęłam pisać ten tekst. I założyłam swojego bloga, na którym Cię teraz serdecznie witam mój kochany czytelniku. Wiem, że blog wymaga samodyscypliny tak samo jak uprawianie sportu. A podobno w parze łatwiej, więc może...? ;) Jeśli będziecie tu ze mną i będziecie czytać i komentować to ja będę pisać. Chętnie poznam sprawdzone sposoby na samodyscyplinę, zamierzam się w tym roku podszkolić w tej dziedzinie :)
Ps. Kochanie dziękuję, że mnie zabrałeś na ten trening :)
K O N I E C
Attrɑctive ccomponent to content. I sіmⲣly stumbled upon yⲟur web site and
in accewssion capital to claim that Iget in fact enjoye account your
weblog poѕts. Anyway I’ll be subscribig for your feedss and evеn I achievement you get entry to ⅽ᧐nstantⅼy
fast. http://arkay.se/Jasa_Marketing_Online_Hemat
Ale sie cieszę na te teksty! <3 Piękna forma ;**
dobrze mi znane te stany, Ehh… ale przecież nowy rok to nowa ja! miło się czyta 🙂 czekam na więcej!
Ale super! Czekam już na kolejny wpis! :*
Świetny tekst! Już po samym przeczytaniu humor lepszy i jeszcze chce się lecieć na siłkę Pozdrawiam i czekam na więcej.
Świetny tekst! Już po samym przeczytaniu humor lepszy i jeszcze chce się lecieć na siłkę! 🙂 Pozdrawiam i czekam na więcej.
Pani Justyno, super tekst, czekam na więcej:) Powodzenia i trzymam mocno kciuki za Panią 🙂 Niech ten rok będzie łaskawy 🙂
Brawo ty! Ja lubię dygresje, więc na pewno będę zaglądać. A ze sportem…chyba każdy tak ma. Niby pragniemy endorfinowego haju i dobrze pamiętamy jego smak, a jednak leniwe ego sabotuje nasze pragnienie… człowiek lubi komplikować sobie życie 😉
Powodzenia i wytrwalisci!Czekamy na kolejne wpisy!
Będę zaglądac. Pozdrawiam serdecznie
super ::)
Jestem już ciekawa kolejnych wpisów. Będę zawsze
Idę na siłkę, obiecuje
Trzymam kciuki! Wszystkiego dobrego i powodzenia!!!
Witaj w 2019..ktory bedzie super..bardzo sie cirsze..dostaniesz chyba moim GURU…dzieki Tobie zaczynam lubiec czytac!..tak mocno pozytywnie wciagaja Twoje teksty..sa poprostu cudne….a poza tym bedziesze ta osoba ktora wyciagnie mnie wlasnie z takiego fizycznego letargu…az trudno uwierzyc ze bylam sportowcem….dlatego Justyna pisz pisz pisz…jestes ukojeniem dla Duszy..pzdr mocno z Berlina Dominika
Dodaję do ulubionych.
Genialnie! czekamy na wiecej!
Zatem oby spelniły nam sie wszystkie marzenia!#2019
Witam,
cieszę się, że zaczęłaś pisać bloga myślę,że będziemy tu wszystkie czuć się dobrze
Proszę pisz jak najczęściej
Zapowiada się cudnie
🙂 zagoszczę tu na dłużej.
Trzymam kciuki i serdecznie pozdrawiam 🙂
bardzo fajnie się to czyta 🙂 pozdrawiam serdecznie
Super pomysł, trzymam kciuki u mnie z samodyscypiną sportową beznadziejnie… kalendarz ma te możliwość, iż rączka przesuwam ten pierwszy dzień powrotu do biegania …. oj przesuwam. Jutro jest ten kolejny pierwszy dzień powodzenia z przyjemnością bede tu wracać.
Miło się czyta jak zawsze zresztą. Czekam na więcej ☺☺☺!Pozdrawiam w Nowym Roku
No w końcu jest blog!
Bardzo lubię Twoje opisy na insta, więc rozpisuj się śmiało – z przyjemnością będę zaglądać.
Pozdrawiam
Kamila
Trening okazał się być przełomowy. Trzymam kciuki za kolejne wyzwania w 2019! Pozdrawiam noworocznie.
Super Jus! Trzymam kciuki <3
po przeczytaniu już drugiego opisu z wybranych lodowo zdjęć na Pani instagramie, miałam ochotę napisać „ładnie się Panią czyta, powinna Pani napisać książkę, chętnie ją przeczytam!” przeczytany felieton mnie zdecydowanie w tym upewnił, a na książkę poczekam:)
fajnie się czyta temat też blisko z tymi ćwiczeniami oraz samodyscypliną
chętnie będę czytać kolejne Twoje teksty
Samodyscyplina najtrudniejsza z dyscyplin sama coś o tym wiem mam już 2 miesięczna przerwę w ćwiczeniach i nie mogę się zmusić do powrotu…blog chętnie będę odwiedzać bo myślę że całkiem fajna z Pani Babka taka normalna…pozdrawiam i trzymam kciuki za samozaparcia
Bardzo fajnie się czyta, takie to od serca, szczere…daje do myślenia – „wyjść do ludzi” – to jest to!
Cieszę się Jus ogromnie, że stanelas na mojej drodze, życzę powodzenia i czekam na kolejne wpisy. Inspiracja i doping do działania, to coś czego często nam potrzeba, nie ma to jak wsparcie najbliższych.
Ale super! Jestem teraz na takim samym etapie ” motywacyjno sportowym” i takiego kopa mi trzeba! Dziękuję
Co do bloga, gratuluję, przyjemnie się czyta. Jakbym czytała siebie 😉
Och wymówki, to jest klasyk 🙂
Mnie często kojarzą się one z zachowaniem typowym dla dziecka: „Nie idę, nie chce mi się, w ogóle po co będę szła?”. Po czym następuje przerwa na małego foszka, dalej występuje zachęta w postaci bodźca (motywacja) i na koniec efekt WOW, ale było super! 🙂
Jakiś czas temu podeszłam do tematu pisania bloga, nawet bardzo regularnie pisałam bo tak czułam. Niestety w efekcie nie przetrwał. Tak miało być.
Bardzo przyjemnie się Ciebie czyta i ogląda 🙂 Niech się dobrze plecie!
Jakbyś siedziała w mojej głowieMiałam cichą nadzieję,że ten opisany przez Ciebie,mega skomplikowany proces kiedyś minie(sam, oczywiście).Nic z tego . Będę tu z Tobą
Super się Panią czyta 🙂 życzę wytrwałości w postanowieniach i wszystkiego dobrego. Czekam na kolejny wpis 🙂
Z insta wylądowałam ⛷tutaj i to było dobre lądowanie
Też mam czasami fazę anty-wysiłkową taką tzw. NIEMOC, ale to mija i do BOJU
Pozdrawiam i do następnego wpisu
Hej Justyna 🙂 Znamy się (a raczej ja Cię znam 😉 ) ze szkoły do której chodza nasze dzieci. Nie bardzo wiem jak mogę się z Tobą skontaktować zatem spróbuję tutaj. A nuż widelec się uda 🙂
Proszę napisz do mnie maila – mam bardzo ważną sprawę. Jak możesz proszę również o skasowanie mojego maila, jeżeli takowy byłby dostępny w moim komentarzu.
Dziękuję :*
Pozdrawiam
Paulina
Czadowo! Chcemy więcej!
Masz w sobie potencjal, pisz Jus! Potrafisz do siebie przyciagac tlumy! Po prostu godne pioro!
Juz ciesze sie na nastepny wpis!!!
Justynko uwielbiam Cię czytać i oglądać i powiem Ci, że wiele nas łączy jesteś taką samą wariatką jak ja zapraszam do siebie na http://www.lovelaughlife.pl 🙂 Buziaczki Powodzenia w pisaniu !!!
To sie nazywa dobry poczatek! Szczesliwego Nowego Roku!
Naprawdę super tekst…taki prawdziwy! Pozdrawiam Panią serdecznie!:)
bardzo dziękuję i zapraszam!
Będę tu z Tobą! Gratuluję i trzymam kciuki 🙂
dziękuję!
Z największą przyjemnością bede tu z TOBĄ. Cudownie czyta się Twoje wpisy Serdecznie pozdrawiam
Cieszę się na tego bloga❤️ pozdrawiam ⭐
Lubię Panią czytać 😉 Mam nadzieję, że kiedyś zwyciężę ze swoją głową i ruszę z ćwiczeniami 🙂 Pozdrawiam i życzę powodzenia 🙂
Pięknie wyglądasz i pięknie piszesz. Oby jak najwięcej Justyna. Jesteś mądra i szczęśliwa.
Justyno, pięknie piszesz. Super się czyta Twój tekst i dobrze też dowiedzieć się, że nie tylko ja mam taką „głowę-cwaniarę” Obiecuję zaglądać na bloga. A klub, do którego zabrał Cię narzeczony rzeczywiście jest miód-malina
Super jak dobrze widzieć ,że nie tylko ja mam takie problemy .Walka ze sobą to chyba najtrudniejsza z walk .Cudownie się czyta .
Powinnam czytac literaturę na kolejny egzamin z psychologii..a zaczytałam się w tekstach na Twoim blogu..jestem pewna ze jak trafie na pytania pt z życia wzięte to treści pisane przez Ciebie pomogą mi w odpowiedzi na nieTrzymaj kciuki za moja sesja natomiast ja trzymam za kolejne wartościowe wpisane przez Ciebie na bloga✌