Miałam czytać książkę, ale usiadłam do pisania...

Od jakiegoś czasu zaczęłam mozolny proces zmian w moim życiu. Oj, jakie to trudne.

Wiecie o tym, prawda? Wiecie, wiecie i dlatego często latami nic z tym nie robicie.

Od kiedy ja zaczęłam wyciągać do życia rękę po więcej, nie bojąc się, czy ktoś tam z góry nie da mi po łapach..., odkryłam, że moje życie jest właśnie w moich rękach. Brzmi banalnie, prawda?

Może brzmi, ale wcale tak nie jest. Warto mówić prawdy banalne, choćby tysiąc razy, bo nigdy nie wiesz, kto je w danym momencie usłyszy. A usłyszy je ten, a w moim przypadku chciałabym, żeby to były TE – kobiety, które są na to gotowe. Gotowe, żeby je usłyszeć i poczuć to jedyne w swoim rodzaju uczucie, porównywalne z odkryciem Ameryki.

Sama usłyszałam ostatnio prawdy, które już znałam. I olśniło mnie. Poczułam, że jeśli zaraz nie wprowadzę ich w życie, to zwariuję. Po czym ochłonęłam i zaczęłam to robić małymi krokami.

Zawsze chciałam robić duże kroki. Takie zauważalne, takie, żeby inni je widzieli i mówili, że je widzą, a wtedy ja wierzyłam, że naprawdę zrobiłam krok. Teraz wiem, że nikt nie musi widzieć, że ja gdzieś idę i kiedy tam dojdę, zapyta mnie – jak to się stało?! Przecież nic nie mówiłaś. Nic nie wiedziałam. A tu proszę – jestem tu i doszłam tu sama.

Nie muszą już towarzyszyć mi ludzie, którzy niestety często nie lubią cudzych sukcesów. Szkoda. Ale nie zbawię całego świata. Jeśli chcecie wysłuchać tej historii to idealnie, bo jest ona dla Was.

Jeszcze pięć lat temu byłam w dupie. Czarnej. Tak to pamiętam i myślę, że tak też pamiętają to moje przyjaciółki. Nie wchodząc w szczegóły, bo nie one są tu najważniejsze, miałam kłopoty.

Jak teraz patrzę na to z dystansu, to widzę bardzo pogubioną i wystraszoną dziewczynę, która walczy o życie. Na zewnątrz – spoko laska, dwójka dzieci, rozwódka – no ok, porażka, ale w końcu to ona odeszła, a nie on ją rzucił, zostawił i odszedł. No to pewnie zadowolona. No i przecież mieszkanie ma, firmę ma, dwie nawet... Dzieci zdrowe i rodzina pomocna. Super. Problem w tym, że tamta dziewczyna nie wiedziała, kim jest. Nie wiedziała, czego chce. Nie wiedziała nawet, czego nie chce. Miała poczucie porażki – bo tato zawsze mówił, że rodzina najważniejsza, a jej własna się właśnie rozpadła... Nie miała poczucia spełnienia zawodowego, bo chciała tworzyć, kreować i istnieć w artystycznym świecie, który tak ją pociągał, a prowadziła dwie firmy, które jej kompletnie nie interesowały i jedyne co czuła, to poczucie beznadziei. Poczucie tego, że jest głupia i niezdolna, do niczego się nie nadaje. Nawet dzieci nie będzie potrafiła wychować, bo jak? Kto jej powie? Kto pomoże? Jakie ona ma właściwie wartości? W co wierzy? Bo na pewno nie w siebie.

To była jedyna pewna rzecz, którą wiedziałam i czułam.

Bezsenność przyszła nagle. Tak mi się wydaje, choć nie pamiętam i chyba nie chcę pamiętać. To najgorsze, co mi się przytrafiło, nie licząc depresji, na którą cierpiałam około trzech lat, przez ponad dwa będąc pod opieką lekarzy i lekarstw.

Bezsenność jest chorobą, która powoli i sukcesywnie pozbawia Cię chęci do życia. Nie pamiętam, a właściwie chyba nawet nie wiem, co było u mnie pierwsze. Czy bezsenność spowodowała depresję? Czy skutkiem depresji była bezsenność? Nie wiem, bo wtedy to ja nie wiedziałam, że mam aż takie kłopoty. Dwoje małych dzieci i brak sił, by wstać z łóżka. Pamiętam parę momentów. Pamiętam je tak mocno, że do teraz potrafię je poczuć w ciele. Takie uczucie, że głowa nie współpracuje z resztą ciała. Dajmy na to, chcesz wstać z łóżka. Co robisz? Kładziesz jedną nogę na ziemi. Ja zawsze sprawdzam, żeby wstać prawą nogą - to jedyny przesąd, w który tak bardzo wierzę, że każdy dzień na wszelki wypadek zaczynam od wstania prawą nogą, żeby potem, jak coś się spieprzy, nie było na mnie! No to chcesz wstać i co? I nic. Głowa pomyślała o tym, że chcesz wstać, ale ciało ani drgnęło. Nie działa. Nie ma połączenia. Trzeba wykonać nieludzki wysiłek, by wstać z łóżka. O innych rzeczach nie trzeba nawet pisać. Życie z depresją jest trudne. To dziwna choroba, która - mam wrażenie - nadal jest traktowana jako fanaberia. Bardzo często nazywamy depresją stany, kiedy za oknem jest brzydko i nic nam się nie chce – „oj, chyba mam depresję!”. Albo jak rozstaniemy się z facetem i jest nam bardzo przykro. Tylko że depresja nie pojawia się w sytuacjach, kiedy jest źle. Ona nakrywa całe nasze życie – niezależnie od tego, czy świeci słońce, czy pada deszcz. Choć na zewnątrz często jej nie widać, bo wykonujemy nadludzką pracę, by jakoś funkcjonować wśród ludzi, to ona jest w każdej naszej myśli, w każdej podejmowanej decyzji, w każdym kroku, czy każdym bezruchu. A kiedy gasną światła i inni już śpią, wyłazi w formie bezsenności i nie pozwala od siebie odpocząć.

Oj, aż mi się teraz źle zrobiło i jakoś tak przykro. Nie są to dobre wspomnienia. Ale nie kasuję ich. Są ważne, są częścią mnie. Teraz, kiedy jestem zdrowa i mam energię do życia, czasem wspominam tamte chwile i myślę sobie – czułam wtedy, że jestem beznadziejna, że nie daję sobie z niczym rady, a czego ja dokonałam? Pokonałam tę chorobę, stanęłam na nogi, miałam wolę walki i nie poddałam się.

Pierwszy raz przyznałam się sama przed sobą, że mam problem, kiedy mama mojej wieloletniej przyjaciółki, z którą na jakiś czas urwał mi się kontakt, a przyjaźniłyśmy się całe dzieciństwo i studia, która była dla mnie jak siostra, a do jej mamy mówiłam ciociu... Ona była dla mnie zawsze synonimem kobiecej siły i niezależności. I ona, ta mama i ciocia... Popełniła samobójstwo. Doznałam wtedy okrutnego szoku.

Po dwóch tygodniach od pogrzebu i przerażającej gonitwie myśli, w wielkim lęku i poczuciu bezradności, siedziałam w gabinecie u psychiatry.

Nie miałam wtedy zbyt wielu pieniędzy i nie było mnie stać na prywatne wizyty, więc szukałam pomocy państwowo. Pamiętam jak dziś, że podjechałam kiedyś pod jedną poradnię przy szpitalu psychiatrycznym i próbowałam do niej wejść. Spróbowałam trzy razy. Raz nawet już podeszłam pod okienko rejestracji, ale uciekłam. Miejsce było okropne, obskurne, ludzie szarzy i smutni. Nie byłam gotowa i wystarczająco zdesperowana, by tam zostać, ale nieco później znalazłam inną poradnię, nieco mniejszą i powiedzmy „przytulniejszą”. Weszłam, umówiłam się na wizytę i potem na kolejną. Dostałam tabletki, które miały mnie wyciszyć wieczorem i pozwolić mi zasnąć, a na rano inne, które miały mnie z kolei rozbudzić i zachęcić do życia. I tak się zaczęła moja droga i walka o siebie samą, choć wtedy nawet w marzeniach nie sądziłam, że zaprowadzi mnie tu, gdzie dziś jestem, co czuję i jak myślę.

Cdn.

48 odpowiedzi na “Pamiętam, gdzie byłam.”

  1. Vanessa pisze:

    Bardzo ciekawy wpis na blogu nie żałuję, że wstąpiłam na tego bloga, dzięki instagramowi <3

  2. Magdalena pisze:

    Bardzo dobry wpis, wiele z nas to przeżyło lub jest w trakcie „wychodzenia” . …. ❤

  3. Ania pisze:

    tekst bardzo potzrebny….niesamowite jak wiele z nas doświadcza podobnych emocji, uczuć….

  4. Ania pisze:

    Bardzo ważny temat, fajnie, że go poruszasz, nie boisz się publicznie pisać o swoich problemach. Oczywiście trafiłam tu poprzez Instagram, bardzo lubilam czytać Twoje przemyślenia pod zdjęciami i cieszę się, że postanowiłaś zrobić z tym coś więcej raczej nie zdarza mi się pisać komentarzy, ale mam nadzieję, że zmobilizuje Cię to do regularnego publikowania tu swoich spostrzeżeń. ściskam!

  5. A. pisze:

    Też tam byłam…. ani leki ani terapia nie pomogły… pomógł rozwód z człowiekiem, przy którym straciłam całą siebie – ale nie tyrana, który się nade mną znęcał tylko kogoś, do kogo zwyczajnie, jak się okazało po wkroczeniu w dorosłe życie, po prostu nie pasowałam. A teraz jestem w ciąży z cudownym mężczyzną, który pozwalami mi być sobą i życie w końcu jest piękne <3

    • Gosia pisze:

      Droga Justynko, jak dobrze, ze jesteś 🙂 to o czym piszesz jest tak bliskie memu sercu. Sama mam za sobą dwuletnia walkę z depresja. To piękne, ze jako osoba medialna nie boisz się pisać o swoich przeżyciach. Dla wielu z nas ta choroba jest bardzo wstydliwa a najbliższe otoczenie nie rozumie dlaczego chorujemy. To dobrze ze pokazujesz ze warto o siebie walczyć i ze po najczarniejszych chmurach, na niebie może zaświecić słońce :). Czekam z niecierpliwością na cd. 🙂

  6. Kasia pisze:

    Tak bardzo sie ciesze, ze zdecydowalas sie zalozyc ten blog. Twoja odwaga do mowienia otwarcie o sprawach, o ktorych tak wielu ludzi boi sie wspominac jest bardzo innym potrzebna. Dziekuje i czekam na cd..

  7. Ona pisze:

    Dziękuję! :*

  8. Natalia pisze:

    Super ważny temat, o którym warto mówić głośno i wyraźnie.

  9. Aga pisze:

    Piękny tekst! Aż się popłakałam, bo sama czuję się podobnie jak Ty 5 lat temu. Mam poczucie porażki i popełniania ciągle tych samych błędów. Bardzo chce uwierzyć, że w końcu będzie lepiej.

  10. Lena pisze:

    Justyna, często zaglądałam na Twojego Instagrama. Wstawiasz piękne fotki, masz lekki, cięty język, potrafisz przepięknie opowiadać o miłości, uczuciach, potrzebach itd. ostatnio jednak w moim życiu nie dzieje się najlepiej. Straciłam radość życia, nic mnie nie cieszy, mam dobrą pracę, piękny dom, wypasioną furę, fajne dzieciaki. Nic mnie nie cieszy, nic mi się nie chce. Z mężem też nie najlepiej mi się układa, bo jak tu się dogadywać z wiecznie nieszczesliwa, zrzędliwa babą, hmm. I szczerze to ostatnio zaczęły mnie drażnić Twoje wpisy. Wiecznie uśmiechnięta, ładnie ubrana, w ciągłych rozjazdach, na wiecznych wakacjach blondyna. Pomyślałam, co ona wie o życiu. Wszystko dostała na tacy, piękny nowy dom, faceta z kasą i pozycją. Dziś, przepraszam…. i odszczekuje wszystko co napisałam:) I zazdroszczę że odzyskalas radość życia i zarazasz nią innych. Może i ja wyjdę z tego letargu, i coś się zmieni. Pozdrawiam

  11. Edyta pisze:

    Nie przestawaj pisac Tak dobrze, ze jesteś

  12. Marta pisze:

    robiąc mini-dedukcję z IG i programu na TCH – można wywniskować, że jest Pani osobą wrażliwą. Cudownie być wrażliwym i dobrym, ale to boli. czasemi 🙂

  13. Aśka pisze:

    .
    ☺️

  14. Sandra pisze:

    Bardzo dobrze sie czyta… Czekam na wiecej…✌

  15. Magda pisze:

    Dziękuje. I czekam na więcej.

  16. Joanna pisze:

    Znam ten scenariusz, wszystkie emocje temu towarzyszące. Również miałam potrzebę zauważania przez innych, dokonywania wielkich rzeczy które się nie działy, oraz chciałam by otoczenie mnie dostrzegało i nie wiedzieć czego, zazdrościło mi. Też z braku finansów, udałam się do państwowej placówki. Chyba nie byłam gotowa na grupową terapię… Kilka lat później wszystko wróciło, już nie dałam rady sama ze sobą. Od ponad roku chodzę na terapię. Nie walczę z depresją, ale traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa, które tak na mnie wpłynęło. Zaczęłam odczuwać, pojawiły się uczucia inne niż towarzyszące mi przez całe życie lęk i samotność. Obecnie odkrywam Amerykę. Też piszę swoje przemyślenia, dla samej siebie. Mam chwile trudne, potwornego zmęczenia, znużenia, zniecierpliwienia. Proces łatwy nie jest, do tego trwa. Emocje, które mi towarzyszą bywają tak silne, że porównać je mogę do żałoby. Ale przenigdy nie wróciłabym do „poprzedniego życia”. W końcu czuję, że zaczynam żyć.

    • jusnaglowska pisze:

      Pięknie! Dokładnie tak przechodziłam ten proces. I dokładnie tak jak Ty pomimo tego, że życie w prawdzie jest trudne i czasem bolesne, nie wrócłabym nigdy do dawnej wersji mnie. Kiedyś bardzo rozpamiętywałam co było i martwiłam się co będzie. a teraz tak bardzo doceniam i potrafię się cieszyć z tego co JEST TERAZ. Gratuluję Ci bardzo!

  17. Kamila pisze:

    Piękna i wrażliwa kobieta❤️. Bardzo lubię Twoje posty na ig, cenię Cię za osobowość i bardzo kibicuję. Niech nic Cię nie zniechęci do dalszego działania. Drogi w życiu bywają kręte, ale ważne jest, jacy po tej wędrówce będziemy i jak nas ona ukształtuje. Tutaj widzę mocny kręgosłup. Sciskam

  18. Dorota dl_doda pisze:

    Też tam byłam. Dziękuję za poruszenie tego tematu. Depresja jest postrzegana przez niektóre osoby jak „fanaberia”. Pamiętam mój dzień trzy lata temu, gdy nie byłam wstanie ruszyć się z łóżka. To przerażenie, że dopadła mnie jakaś straszna choroba…rak? A przecież dzień wcześniej niby normalnie funkcjonowałam, jeździłam rowerem… Od długiego czasu czułam dziwną niemoc i ta bezsenność! Ja, która całe życie powtarza, że łóżko to najlepszy kumpel:) Dzisiaj mam czystą głowę i bardzo pilnuję mojego komfortu psychicznego! Są gorsze dni, to normalne ale przyjęłam zasadę zdrowego egoizmu i najważniejsza jestem JA, bo JA „nieczynna” nie dam z siebie nic. Leżenie pod kocem będzie moim hobby. Jedno wiem i sprawdziłam to na sobie: nie pomogą nam żadne piguły, terapie (żeby było jasne, są bardzo potrzebne! Też korzystałam i zrobię to znowu jeśli tylko będzie coś nie tak!)) jeśli nie zmienimy diametralnie swojego życia, zachowań, partnerów, toksycznych ludzi, starych domów!!! Życzę nam powodzenia i siły:) czekam z niecierpliwością na c.d. i trzymam kciuki za Was:))) aaaa …i kocham dygresje, chociaż co niektórych to wkurza! i co z tego:)

    • jusnaglowska pisze:

      Bardzo dziękuję, że zabrałaś głos. Cieszę się, że wyszłaś na prostą i żyjesz świadomie. Dla mnie nie ma nic ważniejszego niż świadomość moich emocji i potrzeb i umiejętność nazywania tego, co się ze mną dzieje. Świadome życie w prawdzie. I pozwalanie sobie na gorsze dni, ale już nie z pozycji biednej ofiary tylko świadomej swojej słabości kobiety. Trzymam kciuki i cieszę się, że do mnie zaglądasz!

  19. Patrycja pisze:

    Bardzo potrzebne!

  20. Agnieszka pisze:

    bardzo potrzebny wpis, czekam na wiecej

  21. Gosia pisze:

    Witam..
    Zawsze chetnie szukam..i czytam..madre prawdziwe sprawy.
    Ciesze sie ze..nie tylko w gronie przyjaciolek..ale i publicznie..dziewczyna..opowiada..O sprawach..ktore dla niektorych sa tabu..wzbudzaja wstyd..i slabosc
    W kobietach wbrew pozorom jest sila..
    Choc mezczyzni sa bardzo rowniez potrzebni..to my musimy..wspolnie trzymac harmonie…
    Moze nie wpelni utozsamiam sie..z Twoimi przezyciami..
    Ale sama na wlasnej skorze..doswiadczylam choroby..ktora nabylam…przez stres..niepewnosc strach..Tezyczka..stosunkowo mlody termin..malo o nim sie mowi..a cholernie powszedni..
    Odebralo mi to pol roku aby dojsc do Siebie
    Pozbierac sie na Nowo
    Przestac sie bac Zyc..a problemy….ze spokojem rozwiazywac..lub poprostu je akceptowac..
    My kobiety mamy ciezka Role..ciaglego pedu..perfekcji..Przywiazujemy sie..za szybko..boimi..Nie chce zanudzac….Bo nie taka moja Rola..
    Poprostu dziekuje..ze..bylas prawdziwa..i..poruszylas..w taki sposob moja osobe..ze chce mi sie pisac….i Pisac..

    • jusnaglowska pisze:

      Bardzo dziękuję za Twój komentarz! Cieszę się, że wyszłaś na prostą! Mocno trzymam kciuki za Twój spokój i uśmiech 🙂
      Pozdrowienia!

    • Monika pisze:

      Gosiu, bardzo przepraszam że tak Cię tu zaczepiam ale proszę napisz mi czy wiążesz stres, lęk z chorobą tężyczką? Pytam bo u mojego męża zdiagnozowano taką chorobę rok temu, generalnie po wielu badaniach dostał suplementacje i co jakiś czas kontrolne wizyty… nic poza tym, nawet tak naprawdę nie wiemy skąd to się pojawiło,. Teraz jak przeczytałam Twój komentarz połączyłam chociażby to, że mój mąż ma bardzo stresujący czas, dużo się zadziało i czy to możliwe że przez to? będę wdzięczna za kilka zdań odpowiedzi.

      • Gosia pisze:

        Witam :).
        No wiec..po krotce bo to temat dla mnie rzeka.
        Tezyczka to choroba ludzi nadwraxliwych..perfekcyjnych…Wielu lekarzy nie ma o tym pojecia
        A my chorzy..chodzimy od lekarza do lekarza..robimy mnostwo..kosxtownych badan..Na ktore wydalam wszystkie Swoje oszczednosci…
        Zaczyna sie niewinnie..ma takie szerokie spektrum..objawow
        Ze czesto..mozna przypisac Sobie..przerozne choroby.
        U mnie nastapilo to..po dlugotrwalym Stresie..pracy..przezyciach..ciaglym zamartwianiem sie..mysleniem..rozkladaniem zycia na czynniki pierwsze.
        Doszlam do takiego punktu
        Ze nie moglam wyjsc z domu..oprocz objawow neurologicznych
        Wystepowaly rowniez objawy psychiczne
        Leki..noce nie przespane
        Napady paniki
        Jestem osobom bardzo wesola..pracowita..
        Aktywna
        Spadlo to na mnie jak grom z nieba.
        Bylo nie do pokonania samodzielnie.
        Bylam wsciekla
        Bo kompletnie nie moglam zyc
        To mnie szalenie uwstecznialo..
        Chce rowniez napisac ze kazdy ja przechodzi inaczej
        Ale mysle ze w kazdym przypadku….jest wielki dyskomfort.
        Polecam..artykuly Doktor Torunskiej Z Warszawy
        Ona sie specjalizuje w tezyczce
        Jestem pod jej opieka
        Sa dwa rodzaje utajona i jawna..ja posiadam utajona..dotyka kaxdego organu..i ukladu nerwowego
        Po poltora roku..ponownie u mnie objawy wystapily
        No niestety trzeba zwolnic..odpoczywac
        .poxytywnie myslec..i czesto wspomagac sie farmokologia
        I obowiazkowo dawki konskie pierwiastkow
        Magnezu ..potasu ..wit d.
        Wapnia
        Ale to zaleca lekarz prowadzacy
        Trzrba zrobic badania na te pierwiastki..bo bardzo czesto niedobory powoduja..chorobe.
        Da sie z Tym zyc..
        Trzeba sie nauczyc
        I Cieszyc Zyciem..
        No niebezpieczny temat haha..bo juz mnie ponioslo.
        Jezeli pomoglam to super..
        I nie martw sie..
        Wygon meza ns urlop..
        Lub jedz z nom
        W tej chorobie tez bardzo wazna role odgrywajs bliscy..
        Ja msm corke..partnera..i pieska..:).
        Oni dawali mi sil..aby walczyc
        I nie poddac sie temu dziadostwu
        A jest to bardzo podstepne..
        I tak naprawde cale zycie na to sie pracuje
        Poprostu jednni maja takie predyspozycje a inni nie
        Monia..Cieplo Pozdrawiam.

  22. Agnieszka pisze:

    Mądra kobieta 🙂 dodaje do ulubionych

  23. Daria pisze:

    Dziękuję, że jesteś i piszesz. To pomaga.

  24. Agata pisze:

    Dziękuję, że mogłam to przeczytać. Potrzebowałam tego!

  25. Kasia pisze:

    Kochana, bardzo mnie poruszyłaś swoim postem – pewnie dlatego, że sama od lat borykam się z depresją falami, bezsennością i tym okropnym uczuciem, kiedy człowiek nie jest niczego pewien – swoich ocen, uczuć, miejsca, w którym się znajduje itd. Łączę się z Tobą i jesteś ogromną inspiracją (pewnie tylko nie dla mnie). Ale najbardziej podobał mi się fragment o realizacji postanowień noworocznych 2 dni przed początkiem 2019, bo u mnie było tak samo 🙂 dwa dni przed Sylwestrem zdecydowałam się zacząć ćwiczyć again. Z wielką dumą odbyłam drugi dzień z aplikacji z przysiadami, (pierwszy odbyłam w wakacje i ze wstydu nie usunęłam z telefonu tej aplikacji :p), a później pomaszerowałam na siłownię, w sylwestra również 😉

    Fajnie jest tez poczytywać tutejsze komentarze, bo to jest naprawdę niesamowite – wszystkie jesteśmy różne i wszystkie takie same, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało. Pisząc zatem ten komentarz postanowiłam się zmobilizować do kolejnego dnia z aplikacją/przysiadami, mimo ze dzień okropny – mały krok dla ludzkości, wielki krok dla mnie 🙂 pozdrawiam ciepło!

  26. Anita pisze:

    Justynko Kochana, przepraszam że tak poufale, ale mam do Ciebie tyle sympatii… Jesteś świetną babką, podziwiam pewność siebie, radość życia, ciepło i mądrość. Pisz, pisz, pisz koniecznie!!!Ciesze sie, że stworzyłaś to miejsce, że sie odważyłaś.

  27. Magda pisze:

    Jesteś cudowną, ciepłą Kobietą obserwuje Cię od pewnego czasu i trudno uwierzyć w to co napisałaś….czasem też tak się czuje!!! Chciałabym żebyś była moją inspiracją.Z niecierpliwością czekam na kolejny tekst!!!Pozdrawiam sedecznie i gratuluje zaręczyn!!!!

  28. Magda pisze:

    Lubię Cię słuchać. Czytać. Oglądać. A ten tekst? Jestem teraz tam gdzie Ty już byłaś. Poczucie niezadowolenia z samej siebie i fakt ze to wpływa tez na postrzeganie mnie przez otoczenie. Wiem ze pomógłby własny biznes poczułybym się czegoś warta. Ale pomysłu brak. Sił brak. Jest tylko ten pierwszy krok czyli czuje ze muszę zmienić swoją postawę. Poczytam sobie co będzie w c.d.n 🙂

  29. Gosia pisze:

    Jak tylko pierwszy raz „wpadłam” na Ciebie na Instagramie, wiedziałam że jesteś inspirującą wspaniałą kobietą od której chce czerpać całe dobro i pozytywne nastawienie, które płynie z każdego Twojego wpisu. Lubię Cię słuchać, czytać, oglądać. A jak tak sobie patrzę, myślę – do tego właśnie dążę. Taka fajna, prawdziwa babka! I dzisiaj, kiedy czytam Twój wpis, dokładnie czuję każdą jedną emocję o której wspominasz, bo ja 4 lata temu też tam byłam. Czuję to moje ciało, które wiele w sobie dusiło i nie było w stanie funkcjonować. Ten czarny czas już za mną, i mimo że nie wspominam go dobrze, jestem mu wdzięczna za to, że był impulsem do zmiany. Zawalczyłam o siebie i jestem z tego bardzo dumna. Dzisiaj nadal to kontynuuje i tym bardziej bardzo Ci dziękuję za to, że dzielisz się z nami swoimi doświadczeniami. Dzisiaj jestem silną, niezależną, świadomą kobietą, kochającą siebie. Czekam na ciąg dalszy i ciepło pozdrawiam <3

  30. Ada pisze:

    Mam podobną historię z depresją za sobą, chociaż każda depresja jest inna. A teraz…teraz uczę się o depresji na Psychologii i chcę pomagać innym. Ktoś powie, na Psychologii są ludzie z problemami, pewnie częściowo jest to prawda, jednak ja nie wstydzę się tego, że jestem gdzie jestem. Depresja to choroba cywilizacji, nie jest fanaberią. Cieszę się, że mogłam przeczytać podobną historię do mojej.

  31. Marta pisze:

    Jest Pani inspirującą osobą. Życzę wszystkiego najlepszego i obiecuję zaglądać na bloga.

  32. E. pisze:

    Dziękuję za to że piszesz. Czytam i dochodzę do wniosku że dla mnie też jest szansa.
    Co prawda nie mam zdiagnozowanej depresji ale bywały momenty że było bardzo ciężko. Teraz od 3 miesięcy jestem na terapii indywidualnej i mam nadzieję że kiedyś będę potrafiła więcej się uśmiechać i cieszyć z tego co mam. Chociaż terapia czasami dotyka bardzo bolesnych tematów, uświadamia że trochę na własne życzenie zapędziłam się w kozi róg to widzę światełko w tunelu.
    Jeszcze raz dziękuję że dzielisz się z nami swoimi doświadczeniami.
    Pozdrawiam ciepło
    E.

  33. Ewa pisze:

    Pani Justyno, fantastycznie że zaczęła Pani pisać blog i dzielić się z nami swoimi przeżyciami i przemyśleniami. Obserwuję od dawna Pani profile społecznościowe i uwielbiam Panią! 🙂 Dziękuję za wszystkie słowa, zdjęcia. A tutaj dziękuję za podjęcie tak ważnego tematu jakim jest depresja, ale też za to że pokazała Pani ludzką twarz Kobiety którą możemy zobaczyć w telewizji i prasie, która jest piękna i zaradna, a jednocześnie ma problemy jak niejedna z nas. Pisze Pani otwarcie o „czarnej dupie”, o terapii, o różnych bolączkach i słabościach. W czasach kiedy łatwo można pomyśleć że wszyscy wokół ze wszystkim świetnie sobie radzą to cenny głos. Pani postawa daje siłę. Proszę nie przestawać pisać ! Ściskam mocno!

  34. Iza pisze:

    Trzy dni temu doszłam do ściany, świat rozsypał się na milion kawałków. Dziś idę na pierwsza wizytę do psychiatry, terapeuta tez już umówiony. Boje się cholernie ale jednocześnie zadaje sobie pytanie: dlaczego tak długo nie słuchałam i oszukiwałam samą siebie? Nie jestem w stanie tego ogarnąć, jest ciężko ale wiem, ze będzie lepiej. Musi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Więcej felietonów

maj 25, 2019

Nawroty, zwroty i powroty. Bo depresja lubi się powtarzać.

Czytaj więcej
mar 8, 2019

Rozkochaj się w swojej kobiecie.

Czytaj więcej
lut 10, 2019

Depresja. I co dalej…?

Czytaj więcej